Na pohybel czarnym i czerwonym
Rewolucje kończą się przy niedzielnym obiedzie. Ich ostatni wrogowie padają od wystrzału półgębkiem rzuconego bon motu. A zwycięstwo jest tym większe, im bardziej nikt go nie zauważył. Po latach przedzierania się przez naskórek postulatów, wędrówki przez mięśnie społecznych przemian, dotarła wreszcie do szpiku kostnego – codziennego życia. I jeżeli dyktowane przez jej logikę niewinne żarciki i myślowe skróty zadomowiły się tam na stałe, to najlepszy dowód, że koło dziejowego przewrotu wykonało pełny obrót. Nic nie jest już takie jak wcześniej, a zmian, które zaszły, nie wypali nawet najmocniej rozgrzany kontrrewolucyjny ogień. Jego żar sięgnie najwyżej naskórka, a stamtąd droga do szpiku jeszcze daleka.
O rewolucyjnej sile bon motu przypomniała mi kilka dni temu zmęczona życiem twarz Bogusława Lindy; patrzył na mnie z jednego ze zdjęć zrobionych na planie trzeciej odsłony „Psów". Tak jak on nie może od ćwierć wieku uwolnić się od Franza Maurera, w każdej jego roli i rólce przynajmniej przez moment zabrzmieć musi melodia zdań: „bo to zła kobieta była",...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta