Benedykt odchodzi, problemy zostają
Papież poległ w starciu z Kurią Watykańską. Nie tylko nie udało mu się jej zreformować, ale jeszcze na światło dzienne wyszły zakulisowe walki kardynałów o władzę, wpływy i pieniądze – pisze filozof i teolog.
Kiedy dotarła do mnie wiadomość, że Benedykt XVI rezygnuje z papieskiego tronu, przypomniały mi się obrazy z filmu „Habemus Papam" Nanni Morettiego. Włoski reżyser, ateista, ale wnikliwy podglądacz kościelnych zakamarków, jakby przewidział to, co stało się wczoraj w Rzymie: stary i zmęczony papież powiedział: „basta!". W filmie Morettiego uczynił to kardynał Melville. Tymczasem w realnym życiu zrobił to Benedykt XVI.
Zgoda: abdykacja Benedykta to piękny gest człowieka, który nie jest już w stanie dźwigać swojego brzemienia, jakim okazało się dla niego papiestwo. To znak ludzkiej słabości, która przecież jest nam tak samo bliska, jak bliska jest koszula ciału. I w końcu to gest teologa, który tą rezygnacją zachęca Kościół do przemyślenia na nowo roli papieża i papiestwa u progu XXI w.
Nie dziwi zatem, że szczególnie w Polsce trwa namiętna dyskusja „jak on mógł", gdzie trwanie na stanowiskach, także w Kościele, to oznaka siły, bo przecież każdy myśli, że jest się „nie do zastąpienia". I dlatego gest Benedykta natychmiast okrzyknięto mianem „gromu z jasnego nieba" czy szokiem.
Tyle że Benedykt postąpił tak, jakby się naczytał Listu św. Pawła do Filipian, gdzie mowa jest o kenosis – a więc uniżeniu, przyjęciu postaci sługi. Benedykt abdykuje, by – czyż to nie paradoks! – służyć Kościołowi. I jako teolog, i jako myśliciel. I jako postać już...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta