Miasta zarabiają na Uberze
Transport | Władze lokalne na całym świecie wciąż nie wiedzą, w jaki sposób podchodzić do innowacyjnych usług przewozu osób. Aplikacje ridesharingowe są zakazywane lub pozostają nieuregulowane. Ale jest i trzecia droga.
Polska jest jeszcze na etapie zachłystywania się mobilnymi innowacjami w formule współdzielenia. Stąd skrajne postawy względem nich są nader częste – zarówno ze strony firm działających w takim modelu, użytkowników, jak i administracji. Wynika to z faktu, że prowadzenie takich innowacyjnych usług transportowych niejednokrotnie wymyka się regulacjom. W efekcie rozwiązania z zakresu mobilności miejskiej przyjmowane są albo całkowicie bezrefleksyjnie, z hurraoptymizmem, albo z nieufnością czy wręcz niechęcią, co skutkuje zakazami i karami.
Nasz kraj nie jest jednak w takim podejściu odosobniony. Takie skrajne postawy objawiają się w metropoliach na całym świecie. Przybywa jednak miast, które w sposób racjonalny próbują wpleść w tkankę aglomeracji nowatorskie usługi tzw. ridesharingowe, które łączą zdobywającą popularność i niezwykle perspektywiczną tzw. ekonomię współdzielenia z ideą smart city.
Węgierska droga, a może podejście bałtyckie?
Synonimem sharing economy w ostatnich latach stały się dwa globalne startupy, z których jeden podbija rynek przewozu osób, a drugi rynek wynajmu miejsc noclegowych. Chodzi o amerykańskie firmy Uber i Airbnb. Ta pierwsza zrewolucjonizowała transport, ale też wymknęła się całkowicie dotychczasowym regułom i ramom prawnym. Stąd, jak tłumaczą eksperci, kluczowe jest dziś...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta