Terror w Republice Świecidełek
O historii Rote Armee Fraktion napisano wiele, zazwyczaj jedno i to samo. Potępiamy przemoc i staramy się wziąć pod uwagę społeczne warunki, w jakich doszło do tak skrajnego buntu. A wszystko nie po to, żeby zrozumieć, ale żeby nie zrozumieć.
Poświęcona postaci Ulrike Meinhof książka Steve Sem-Sandberga „Teresa” powinna mieć dwa wstępy. Pierwszy polecam przede wszystkim tym, którzy bezwzględnie potępiają terroryzm RAF, bo gardzą przemocą, kochają zaś demokrację, rządy prawa i wolność jednostki. Drugi dedykuję tym, którym historia zamachowców z grupy Baader-Meinhof wydaje się romantyczna i pociągająca.
1. Polityka wybiera dobrą i złą przemoc
Pojęcie terroryzmu jest jak pojęcie wojny. Łączy w sobie zbyt wiele, ale zawsze wywołuje skromniejsze skojarzenia, niż powinno. Współcześnie słowo „terrorysta” spontanicznie kojarzy się z islamskim bojownikiem opasanym laskami trotylu, który szuka restauracji lub autobusu, żeby wysadzić się wśród niewinnych i przypadkowych ofiar. Czy coś go łączy z Józefem Piłsudskim? Albo Ignacym Hryniewieckim, zabójcą cara Aleksandra II? A może z braćmi Kowalczykami, którzy wysadzili w powietrze milicyjną aulę w 1971 roku? Lub też z obecnym ministrem sprawiedliwości (czyż to nie symptomatyczne?) Andrzejem Czumą, wtrąconym do więzienia przez komunistów za udaremnioną w ostatniej chwili próbę podpalenia Muzeum Lenina w Poroninie? Czy ktoś wyobraża sobie monografię pod tytułem: „Historia polskiego terroryzmu”?
Organizacja Narodów Zjednoczonych przez 17 lat próbowała zdefiniować terroryzm, aż w końcu się poddała. Richard Rubinstein...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta