Lamus
Młodzi ludzie nie czują jakiegoś wielkiego sentymentu do Tykocina. To jest miejsce, z którego trzeba uciec.
Lamus
Janusz Niczyporowicz
Wieczorem krąży nad Tykocinem Marc Chagall. Gubi wśród wąskich uliczek trochę kolorów. Z czerwieni zachodu wydobywa bryłę synagogi. Na jej progu nikt już dzisiaj nie mówi -- mazel tow. Ani też -- szalom.
Kamienice z gankami, po których plącze się bluszcz albo dzikie wino, zdają się w ruinie. Ale to tylko szarość zieleni z rozmazaną na niebie mieszaniną pomarańczy i amarantu oraz cisza. Brukowana perspektywa. Opar znad rzeki i krowy na odległym wygonie. Mylą, oszukują.
Rynek zwany jest placem Czarnieckiego, który ze swoją hetmańską buławą trzyma tutaj straż na pomniku od roku 1750. Uwiecznił sarmatę prawnuk, również hetman -- Jan Klemens Branicki.
Nocą omijają kościół lokalni kochankowie.
Nad miasteczkiem księżyc w pełni wygląda jak filut w weneckiej masce urwany z karnawału. Ale jest nieruchomy i martwy.
O świcie wschód odciska na niebie rokokowy kościół z basztami i fasadą z arkadami zagiętymi w podkowę. Przez rynek przemykają wozacy z mlekiem. Później, o szóstej, ksiądz proboszcz chciałby widzieć swoje owieczki.
W Tykocinie mieszka dwa tysiące ludzi.
Jest jedną z najstarszych osad na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta