Przeżyj to sam
Jolka, Jolka pamiętasz...” – pamiętam aż za dobrze. Do dzisiaj, gdy słyszę pierwsze takty tej piosenki, mam odruch wymiotny. Nie tylko dlatego, że katowano nią słuchaczy przez lata w nieludzki sposób. Przede wszystkim z tego powodu, że miała ona – niestety – niemało wspólnego z życiem, jakie prowadziłem w połowie lat 80.
Otóż kolega Jacek Czaplicki rozwodził się ze swą ślubną o tym właśnie imieniu i za każdym razem, kiedy wlał w siebie więcej niż pół litra życiodajnego płynu – czyli niemal codziennie – natychmiast włączał kasetę Budki Suflera i ronił łzy proporcjonalnie do natężenia ekspresji w głosie Felicjana Andrzejczaka.
Naturalnie nie mogłem zostawić kolegi samego w tak trudnej sytuacji życiowej, w związku z czym w jego mieszkaniu przy ulicy Patrice Lumumby (dziś Płockiej) bywałem równie często jak w domu, a na pewno częściej niż w pracy. Garsoniera „Czapli” miała wiele atutów, a najważniejszy ten, że meta była, jak w piosence, o dwa kroki stamtąd. Po wódeczkę chodziło się w kapciach, na półpiętro.
Na chleb – w bochenkach i w płynie – zarabiałem wtedy w tygodniku „Razem”, które biło rekordy nakładu z racji zamieszczanych w nim plakatów gwiazd rocka, fotografii roznegliżowanych panienek i kącika z poradami seksuologa. Czyli tego wszystkiego, co znajduje się dzisiaj w każdym piśmie dla młodzieży, powiedziałbym nawet, że teraz nie ma w nich nic innego. W PRL wszystkie te miazmaty zachodniej popkultury podlegały ścisłej reglamentacji i jako takie trafiały pod lupę Wydziału Prasy KC PZPR. Niekiedy dosłownie, gdy np. redaktor naczelny „Razem” po bliższym przyjrzeniu się planowanemu do druku plakatowi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta