Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszych serwisów.
Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.

Szukaj w:
[x]
Prawo
[x]
Ekonomia i biznes
[x]
Informacje i opinie
ZAAWANSOWANE

Mój Arbat

18 listopada 1995 | Plus Minus | JN

Dolary i marki można tu wymienić co krok. Kantorów pilnują komandosi z bojowymi pałkami.

Mój Arbat

Janusz Niczyporowicz

Muzyka! Nie do wiary jaka ostra, gdzieś spod ziemi, z tawerny; tam tańczy niedźwiedź i czterech muzykantów szarpie struny. Cóż, ja, oczywiście, grać nie umiem, jak i monsieur Okudżawa. Zimojesień i jesteśmy na Arbacie, więc przejdźmy się, posłuchajmy.

Aby miasto wznieść, potrzebna jest nie tylko chęć i wola władcy. Także gwoździ garść, by pierwsze deski zbić, belki skuć, wydźwignąć dach.

Ulicę wytyczą przechodnie, potem bryczki, arby, kolaski, powozy i sanie.

Dziś, staruszek Arbat, trzyma się -- o dziwo -- bez gwoździ. Więc może i dobrze, że nie pojawią się tutaj żadne sanie i nie wysiądzie z nich Puszkin. Co było, nie wróci i szaty rozdzierać by próżno -- monsieur Okudżawa.

Na Arbat weszły hamburgery, pizza, coca-cola, camele i marlboro, dżinsy i tonic water. McDonald'sprzechadza się, a nie żaden Aleksander Siergiejewicz.

Arbat jest zamknięty między ulicą Smoleńską i Gogolewskim Bulwarem skrzyżowanym z Prospektem Kalinina, który właśnie przemianowano na Nowy Arbat. Ten zaś od zachodu zamyka Prospekt Kutuzowa, a kędy słońce zapada jest Kreml. I wszystko jasne. Wiecie już gdzie jesteśmy? W Moskwie.

To jest nadal miasto dziwne i niezwykłe....

Dostęp do treści Archiwum.rp.pl jest płatny.

Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.

Ponad milion tekstów w jednym miejscu.

Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"

Zamów
Unikalna oferta
Brak okładki

Wydanie: 621

Spis treści
Zamów abonament