Używamy plików cookies, by ułatwić korzystanie z naszych serwisów.
Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.

Szukaj w:
[x]
Prawo
[x]
Ekonomia i biznes
[x]
Informacje i opinie
ZAAWANSOWANE

Pamflet na Konwickiego

20 stycznia 1996 | Plus Minus | TJ

Pamflet na Konwickiego

Tomasz Jastrun

Moja przyjaciółka, osoba bardzo wrażliwa na obraz, po lekturze książki Konwickiego była zachwycona okładką - pisarz opala się na plaży na tle wielkiego Pałacu Kultury. Poruszyły ją też znaki graficzne charakterystyczne dla poszczególnych rozdziałów, które oddzielają akapity. Szczególnie podobał się jej malutki telefon i dłoń. Zastanawiała się, czy to był pomysł autora? Nie wiem.

Byłoby okrutną niesprawiedliwością na tym kończyć recenzję z książki pisarza, który uchodzi za jednego z najwybitniejszych polskich prozaików w spółczesnych. Czy jednak okrucieństwo nie jest wpisane w sztukę? Artysta obnaża się, a krytyk, czytelnik potem go za "te miejsca" łapią. Czasami boleśnie. Najgorzej kiedy nie ma za co łapać. O łapaniu jeszcze będzie.

*

Ta książka jest bez fabuły, jest jak rozbite lustro, jak okruszki chleba, kawałki mięsa. Tego nie wymyślił Konwicki. Tak się już od dawna pisze. Sam tak zaczął pisać w roku 76 w "Kalendarzu i klepsydrze". Kiedyś: "trzymał się fabuły, tego mocnego łańcucha, co skuwa rozwichrzone słowa". Ale przestał. I jak to bywa z dobrymi i złymi nałogami, zwykle zostają z nami na zawsze.

Ta rozwichrzona forma: "od chwili do chwili, od zachcenia do zachcenia, od przypadku do przypadku", jest...

Dostęp do treści Archiwum.rp.pl jest płatny.

Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.

Ponad milion tekstów w jednym miejscu.

Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"

Zamów
Unikalna oferta
Brak okładki

Wydanie: 652

Spis treści
Zamów abonament