Powidła bez kocura
"Oj, Marika, Marika. Jakżeś ty smażyła, żeś se do powideł kocura puściła. Za swoje lenistwo, za to żeś drzemała, będziesz na dnie kotła kocura drapała" - brzmi stara ludowa przyśpiewka. Kocur to owoce, które przywarły do dna gara, zmora smażenia powideł.
Gdy w XIX wieku w Dolinie Dolnej Wisły nadchodził czas śliwobrania, gospodynie szykowały olbrzymie miedziane (kuprowe) kotły i drewniane mieszadła. Kiedy owoców zebrano już dostatecznie dużo, z owocowego drewna rozpalały ognisko i wsypywały do naczyń dojrzałe wypestkowane śliwki.
Smażenie na wolnym ogniu, najczęściej bez dodawania cukru, trwało nawet trzy dni. Następnie powidła umieszczano w kamiennych garnkach i zapiekano w chlebowych piecach. Gdy na powierzchni utworzyła się skorupka,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta