Zawsze byłem czarnym Amerykaninem
Nie przeniósłbym się do dzisiejszych czasów. Myślę, że sport był wtedy bardziej prawdziwy i miał więcej sensu
Zawsze byłem czarnym Amerykaninem
W 1965 roku skoczył pan 8, 35. Po 31 latach, na igrzyskach w Atlancie, taki wynik dałby panu srebrny medal. Jak pan to robił?
Miałem takie wyniki, gdyż po prostu chciałem być najlepszy na świecie. Trenowałem bardzo dużo i bardzo intensywnie. Najważniejsze jednak było to, że psychicznie czułem się najlepszy. Niektórzy podśmiewali się ze mnie, gdy słyszeli, jak mówię: Jestem najlepszy, jestem najlepszy. A tak naprawdę było. Czułem się najlepszy. Jeśli ktoś skoczyłby dalej ode mnie, to ja następnego dnia skoczyłbym jeszcze dalej.
Na co mógł liczyć w latach sześćdziesiątych wybitny lekkoatleta amerykański o czarnym kolorze skóry?
Dosłownie na nic. Pracowałem na uniwersytecie w Nashville jako nauczyciel, podobnie jak moja przyjaciółka, sprinterka Wilma Rudolph. Wstawałem przed szóstą rano, do ósmej miałem trening. Potem szedłem do pracy, około 11. 30 znowu szedłem na trening. O 13. 00 wracałem do pracy, o 16. 00 -- kolejny trening i tak przez 300 dni w roku. Zarabiałem rocznie mniej niż 10 tys. dolarów. Wtedy to była granica ubóstwa. Pomagał mi tylko uniwersytet. Wynajęcie mieszkania kosztowało 3 tys. dolarów, ja płaciłem jedną...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta