Głusza
BIESZCZADY
Do Sokolego, malutkiej, położonej nad Sanem wsi wysiedlonej po wojnie przez Rosjan (znajdowała się ona wówczas poradzieckiej stronie granicy) Henryk Victorini trafił na początku lat sześćdziesiątych
Głusza
FILIP GAWRYś
Wąska na sto pięćdziesiąt metrów kotlina nad jedną z zatokwschodniej odnogi Zalewu Solińskiego. Jeden niezgrabnie wybudowany dom, szopa i trochę uprawnej ziemi. Kilkaujadających psów pasterskich. Na podwórzu wrak UAZ-a-- ślad, że ktoś kiedyś tutaj dojechał, ale nie odważył się wracać. Żeby dotrzeć do Sokola zimą można wybrać dwie drogi: ośmiokilometrową -- gęstym, wysokim lasem, po pas w śniegu zdobywając przy okazji dwa okoliczne prawie siedmiusetmetrowe szczyty, lub łatwiejszą, lecz bardziej niebezpieczną -- lodem, który mimo swej grubości lubi płatać człowiekowi figle.
Od początku lat sześćdziesiątych żyje na tym bezludziu Henryk Victorini, przez wielu uważany za człowieka legendę bieszczadzkiego osadnictwa. Pięć kilometrów dalej na południe, w podobnych, pionierskich warunkach, bez elektryczności i drogi dojazdowej, na półwyspie Teleśnica Sanna mieszka Krzysztof Bros, który napoczątku lat osiemdziesiątych uciekł tutaj ze Śląska wposzukiwaniu spokoju i radości życia.
Rodzina Victoriniego pochodzi ze Lwowa. Po wojnie, jak większość Polaków z...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta