Informacje
Informacje
20
NR 174 (3823) 28 lipca 1994
ŚWIAT
Żyć w Irlandii Północnej, to być albo po jednej, albo po drugiej stronie bariery. Żyć pomiędzy, to prawie nierealne.
Zapiski ulsterskie
Belfast kojarzy się z nagłówkami w gazetach; zabici, ranni, bomby, IRA. Budzi emocje, nawet niepokój. Ale ten niepokój minął, gdy jechaliśmy do Londonderry. Tylko przy autostradzie zwróciły naszą uwagę znaki drogowe z napisem "Londonderry": "London" jest zamalowane farbą, a drugie "d" napisane dużą literą. To protest katolików, podkreślający niezależność miasta od nie chcianej macierzy. Nikt w tym mieście nie mówi "Londonderry", nawet protestanci.
Katolik powie "Derry", by podkreślić swoje zdanie, protestant powtórzy "Derry", by uniknąć niepotrzebnej, wiernopoddańczej lojalności wobec władz nad Tamizą. Unika w ten sposób niebezpiecznej manifestacji.
Derry to miasto uniwersyteckie, pełne wdzięku i uroku małych uliczek. Późnym wieczorem wraz z zapadającymi ciemnościami zewsząd słychać dźwięki tradycyjnej muzyki irlandzkiej. Zapełniają się maleńkie puby, gwar rozmów roznosi się zgaszonym dźwiękiem po kamiennych uliczkach. Po wejściu do pubu od razu czujemy się jak u siebie....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)