Trzy doby w Hindukuszu
Trzy doby w Hindukuszu
Cienki chleb je się tu wprost z ziemi, a ryż miejscowi nabierają z misek dwoma brudnymi palcami
FOT. ŁUKASZ TRZCIŃSKI
JERZY HASZCZYŃSKI, ŁUKASZ TRZCIŃSKI
Z PÓŁNOCNEGO AFGANISTANU
Wszyscy, którzy mówili, że Afganistan to kraj niedostępny, mieli rację. Przynajmniej w odniesieniu do północno-wschodniej części kraju, którą przecina Hindukusz. Prawdziwej wojny tu nie widać, choć wielu mężczyzn nosi broń i nawet niekiedy słychać wystrzały. Jednak przybysz z Europy, który przemierza te tereny, prowadzi prywatną wojnę - z trudami ciągnącej się w nieskończoność podróży, dziką naturą, z biegunkami i innymi chorobami, obcością i chciwością miejscowej ludności.
Trzy dni wysłannicy "Rz" przedzierali się z Fejzabadu, nieformalnej stolicy przeciwnego Talibom Sojuszu Północnego (Zjednoczonego Frontu), do Doliny Panczsziru, za którą przebiega front. Na mapie to niewielki odcinek, jak z Warszawy do Poznania. Droga, jeżeli można użyć tego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta