Nowa niemiecka tożsamość
Wycinanie mordów na ludności cywilnej w okupowanej Polsce z niemieckich podręczników, pomijanie milczeniem Powstania Warszawskiego z blisko 200 tysiącami cywilnych ofiar nie jest przypadkiem, ale świadomą polityką edukacyjną.
W pierwszych dniach po emisji niemieckiego serialu „Nasze matki, nasi ojcowie" dyskusję w Polsce zdominowały dwa wątki: czy stało się dobrze, że film ten wyemitowała w porze największej oglądalności TVP, oraz sposób ukazania Armii Krajowej jako bandy zwyrodnialców i antysemitów, którzy Żydów „topią jak koty".
Powiedzmy sobie szczerze; film jest słaby, nierzetelny, pełny merytorycznych błędów. Aktorzy grający żołnierzy AK dukają coś monosylabami z twardym niemieckim akcentem, mieszkają w ogromnych ziemiankach niczym żołnierze UPA, na dodatek po lesie paradują z opaskami z czerwonym napisem AK.
W filmie nie zgadza się ani topografia, ani nazewnictwo miejscowości. Chronologia wojenna rozpoczyna się, jak za czasów stalinizmu, od 1941 roku, czyli od napaści Niemiec na ZSRR. A jednak stało się dobrze, że polski widz miał okazję zobaczyć film, który został obejrzany przez 20 milionów Niemców i kupiony przez wiele zagranicznych stacji telewizyjnych na całym świecie.
Pomost międzygeneracyjny
Producent filmu – telewizja publiczna ZDF – zachęcał, aby przed odbiornikami telewizorów gromadziły się różne pokolenia Niemców. Główną cechą obrazu „Nasze matki, nasi ojcowie" jest misyjność. Wyraża się, zgodnie z tytułem filmu, w wysiłku stworzenia generacyjnego pomostu nad przepaścią...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta