Wiele twarzy Filipin
Jeśli Manny Pacquiao popiera wprowadzenie stanu wojennego, to musi być ono słuszne – uważają Filipińczycy. Bokser i senator jest dla wielu z nich nie tylko autorytetem, ale też bohaterem i wzorcem do naśladowania.
Manila. 2 lipca 2017 r., 9 rano. W lokalnych barach zaczęła się transmisja z Australii. „Bitwa o Brisbane", jak medialnie nazywany jest pojedynek filipińskiego pięściarza i senatora Manny'ego Pacquiao z Australijczykiem Jeffem Hornem. Od kilku dni wszyscy rozmawiają o „walczącym senatorze".
12-letni Mike pomaga w barze sportowym i na moje pytanie odpowiada: – Oczywiście, że boksuję. Wszyscy boksują! A kto wygra? – Pacquiao – mówi pewnym głosem, bez cienia wątpliwości. Również w być może najlepszej na Filipinach sali bokserskiej Elorde, nazwanej tak na cześć innej filipińskiej legendy boksu Gabriela „Flasha" Elorde, trenerzy i zawodnicy kibicowali swojemu senatorowi, nie dopuszczając myśli o porażce.
Sala Elorde ulokowana jest w największym w Azji centrum handlowym Mall od Asia, a wejścia do budynku pilnują liczni uzbrojeni strażnicy. To tu właśnie Pacquiao trenował przed „bitwą o Brisbane", zanim zdecydował się na kilka tygodni wrócić do rodzinnego General Santos na wyspie Mindanao i dokończyć przygotowania – z dala od kibiców, mediów i zgiełku stolicy. Stamtąd wyruszył do Australii żegnany z honorami, w asyście wojska. Pacquiao wynajął dla towarzyszącej mu 200-osobowej rodziny i świty cały samolot Boeing 757.
Kryminaliści też kibicują
Na Filipinach boks jest jednym ze sportów narodowych, a Pacquiao ma status gwiazdy i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta