Kiedy Ciechanów jest Nowym Jorkiem
Kiedy się pojawiły pieniądze, telewizja i ludzie zaczęli mnie zaczepiać na ulicach, to pojawił się też pierwszy bankiet, potem drugi i trzeci. A u mnie jest problem z asertywnością – opowiada Michałowi Kołodziejczykowi Piotr Małachowski, dwukrotny wicemistrz olimpijski w rzucie dyskiem.
Plus Minus: „Nie podobał mi się. Był niski i jakiś taki nieforemny" – powiedział Witold Suski, trener, który później poprowadził pana po medale na igrzyskach. Niezłe osiągnięcia jak na nieforemnego.
Pewnie był na mnie zły, bo wygrałem z jego zawodnikami. Przyjechałem z jakiegoś Bieżunia, z jakiejś wioski, rzuciłem dyskiem, a Suski mi ten rzut postanowił uznać, chociaż był minimalnie spalony. Okazało się, że to był najdalszy rzut zawodów. No i trener mnie przygarnął. I zostałem.
Spodziewał się pan, że to będzie droga tak bogata w sukcesy?
W Bieżuniu mieszkało z półtora tysiąca osób, a 90 procent młodych spakowało się i wyjechało pracować do Anglii. To był szczyt marzeń, granica wyobraźni. Chciałem być sportowcem, ale myślałem o tym raczej, jak o jakiejś przygodzie. Miałem 13 lat, sądziłem, że może będę piłkarzem i pogram w niezłej drużynie. A później zadziałał schemat, jak u wielu sportowców u nas.
Jaki schemat?
Od poniedziałku do piątku praca w gospodarstwie, w piątek wieczorem bomba w barze, w sobotę powtórka, a w niedzielę leczenie kaca. Wygrałem jakieś zawody i niby było fajnie, bo otwierała się jakaś furtka, ale wtedy zmarł mój tata.
Musiał pan zostać w domu?
Zaproponowano mi wyjazd do Ciechanowa, żeby potrenować w innych warunkach,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta