W krainie anarchii
W Gruzji nie istnieje armia z prawdziwego zdarzenia -- w Tbilisi i większych miastach widać czasem patrole armii rządowej, natomiast wieś i rejony przygraniczne zostały pozostawione samym sobie
W krainie anarchii
Turecko-gruzińska granica. Była godzina trzecia rano. Padał przenikliwy, lodowaty deszcz. Po pasie ziemi niczyjej w jasnozielonych gumowych kombinezonach przechadzali się rosyjscy żołnierze. Kierowca autobusu jadącego z tureckiego Rize do gruzińskiego portu Batumi po raz kolejny włączył tę samą taśmę "Modern Talking". Uśmiechnięty adżarski celnik szeptał coś na ucho młodej Gruzince. Lufę makarowa wcisnął w podbrzusze dziewczyny. Nie odejmując pistoletu pocałował Gruzinkę w szyję. W jej oczach ukazały się łzy. Następnie celnik wstał i zabezpieczył magazynek.
Część ludności Adżarii, autonomicznego regionu w południowej Gruzji, utrzymuje się z handlowych wypraw do Turcji. Jednak korzyści z tego procederu czerpią przede wszystkim służba graniczna i mafia.
Droga do Tbilisi
Wyglądem przypominał meksykańskiego bandytę z kiepskiego westernu. Rzucała się w oczy jego wygłodniała, nie ogolona twarz, z haczykowatym nosem i wystającymi kościmi policzkowymi. Jak wielu gruzińskich "gangsterów szos" nosił brązowy kożuch, czarną wełnianą czapkę naciągniętą na uszy i ciemne okulary w złotej oprawce. Nie wyróżniał go ani wygląd,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)