Śpiewający obój
Tytus Wojnowicz: Nie zostałem wykreowany przez innych, po prostu miałem szczęście
Śpiewający obój
(C) SONY
Spośród wielu młodych muzyków panu udało się zaistnieć na rynku. Płyta "Tytus" okazała się sukcesem, za nią poszły następne. Czy to pan miał pomysł na to, jak się wylansować, czy też szczęście sprzyjało?
TYTUS WOJNOWICZ: Niewątpliwie miałem szczęście. Nie będę też udawał, że ja wymyśliłem "Tytusa". Chciałem wydać płytę z muzyką klasyczną, bo do niej byłem kształcony przez całe życie. Nagranie demo zaniosłem do wytwórni, gdzie nawet zostałem pochwalony, tym niemniej nie ukrywano, że większe zainteresowanie wzbudziłaby propozycja bardziej popularna. Tak więc pierwsza rozmowa skończyła się sugestią, bym przyszedł z innym materiałem.
Nie było to specjalnie zachęcające.
Ale wiedziałem, że pozostawiono mi otwartą furtkę. Musiało minąć kilka miesięcy, zanim wszystko przemyślałem, znalazłem aranżera i wróciłem z nową ofertą. Od tego momentu zdarzenia potoczyły się bardzo szybko. Okazało się, że trafiłem w pewną pustkę na rynku. Na Zachodzie opracowania muzyki klasycznej w wersji popowej są bardzo popularne, u nas nikt poważnie tego nie traktował. Do tego obój jest instrumentem dość egzotycznym i wzbudzającym zainteresowanie. Tak więc o moich losach...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta