Jeżdżę, bo muszę
Nie upatruję przyjemności w prowadzeniu samochodu, choć rozumiem, że jest to konieczność wynikająca z oszczędności czasu. Na dłuższych trasach, kiedy mam przed sobą pustą drogę i mogę sobie za kierownicą porozmyślać, jazda jest do zniesienia. Gorzej w mieście. Poruszanie się autem w godzinach szczytu to dla mnie koszmar. Kiedyś jechałam Trasą Łazienkowską dwudziestokilkuletnim saabem 900. Mimo podeszłego wieku był jeszcze w niezłej kondycji, ale nagle postanowił mi sprawić niespodziankę. Fotel kierowcy, na którym siedziałam, odjechał do tyłu. Okazało się potem, że po bokach przerdzewiały spojenia i podczas jazdy puściły. Gdybym nie trzymała się kurczowo kierownicy, odjechałabym wraz z fotelem do tyłu. Od tamtej przygody nie ryzykuję już prowadzenia starych aut. Mam teraz peugeota 307 combi, bo generalnie wolę duże samochody. Wychodzę z założenia, że im większy, tym bezpieczniejszy.
j. r. k.