Somalia -- misja wcale nie pokojowa
Somalia -- misja wcale nie pokojowa
Róg Afryki to doskonały punkt strategiczny. Kiedyś o to, kto będzie trzymał w ręku klucz do Morza Czerwonego i tym samym mógłby kontrolować Kanał Sueski, trwała nieustanna batalia. Mogadiszu, korzystając raz z oferty Moskwy, raz z propozycji Waszyngtonu, wybierało lepsze kąski. Najpierw była wielka socjalistyczna przygoda Siada Barrego z ZSRR. Kałasznikowy, czołgi T-54, ropa były dobrą zapłatą za udostępnienie baz radzieckim wojskowym. Po upadku cesarza Hajle Selasje towarzyszom spodobała się jednak bardziej Etiopia. Kiedy więc doszło do konfliktu o Ogaden między Somalią i Etiopią, Moskwa postawiła na Addis Abebę. Tak skończyła się przyjaźń Barrego z Moskwą, a zaczęła z Waszyngtonem. Kiedy radzieckie wpływy skurczyły się do własnego podwórka i kiedy w związku z tym USA przestały zajmować się peryferiami, szykujące się do walki o sukcesję po dyktatorze klany, wyczuwając dobry moment, ruszyły do wspólnej akcji. Po zdobyciu Mogadiszu i ucieczce Barrego zaczęły już między sobą rywalizować. Efekt jest taki, że państwo zwane Somalia istnieje tylko na mapie.
Kiedy coś się nie udaje, szuka się winnego. To normalne i ludzkie. Kto jest więc odpowiedzialny za dramatyczny rozwój sytuacji w Somalii. Amerykanie, którzy pierwsi rok temu rzucili na szalę swój autorytet mocarstwa, czy może ONZ, a zwłaszcza sekretarz generalny Butros...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta