Nie stawajmy w wyścigu do Europy
Nie stawajmy w wyścigu do Europy
Z Ioanem Grigorescu, ambasadorem Rumunii w Polsce, rozmawia Ryszard Malik
Panie ambasadorze doskonale mówi pan po polsku, skąd ta znajomość języka?
Psiakrew i chrząszcz brzmi w trzcinie to pierwsze słowa, jakich się nauczyłem po polsku. Był wrzesień 1939 r. i zaczęła się wojna. W Ploeszti u moich rodziców zatrzymała się rodzina Kokoszyńskich z pięciorgiem dzieci, która uciekała przed Niemcami. Dzieci, z którymi się bawiłem, były moimi pierwszymi nauczycielami języka pana kraju. Potem był mrok wojny, a moją przygodę z Polską kontynuowałem już jako dziennikarz wysłany do Warszawy w pamiętnym roku 1956. I wtedy zostałem w Polsce aż na dwa lata jako korespondent rumuńskiej agencji prasowej. Tu w Warszawie urodził się mój syn. Potem długo, długo nie miałem styczności z językiem polskim. Niespodziewanie znów Polska i Polacy pojawili się w moim życiu w 1980 r. , kiedy po moim publicznym zerwaniu z życiem zawodowym w Rumunii znalazłem się bez pracy. Muszę przyznać, że pomyliłem się wtedy w swojej ocenie rumuńskiej rzeczywistości. Liczyłem, że są to już ostatnie miesiące Ceausescu. W tych trudnych dla mnie chwilach pomocną dłoń wyciągnęli moi polscy przyjaciele, których poznałem w trakcie pisania scenariusza do filmu "Złoty pociąg" (historia o tranzycie polskiego złota przez Rumunię w 1939 r. )....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta