Umierający świat znaczeń
Pewna znajoma wykrzyczała mi przed kilku dniami do słuchawki telefonu, że musiała dokonać na sobie gwałtu i założyć konto na Facebooku.
Nigdy by jej to ponoć nie przyszło do głowy, ale została do tego „literalnie" zmuszona. Wszystko przez koleżanki, w większości „ryczące czterdziestki", które w realu po prostu już nie rozmawiają.
„Wyobraź sobie – mówiła z emfazą – w tym gronie nie używa się już nawet telefonu. Dziewczyny siadają po prostu wieczorami do komputerów i wyżywają się na czacie. Godzinę, dwie, a nawet dłużej. Właśnie tak dzielą się plotkami, komentują znajomych, umawiają się na wspólne wypady. Jakoś im łatwiej i wygodniej".
Czy ta rozmowa mną wstrząsnęła? Na zdrowy rozum powinna, przecież dotyczyła ewidentnej aberracji. Ale nic takiego się nie zdarzyło. A cóż to nadzwyczajnego? – pomyślałem. Z podobnymi sytuacjami spotykam się niemal codziennie. Twitter – kolejny substytut. W moim zawodzie już niemal obowiązkowe narzędzie. Na dodatek odwrócił do góry nogami kilka znaczeń. Co jest wirtualne, a co rzeczywiste. Co istnieje, a czego nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta