Kręte ścieżki nacjonalizmów
Myli się ten, kto utożsamia nacjonalizm z narodem. Albo naród z nacjonalizmem. Bywają narody, w których nacjonalizm jest ideologią marginalną. Bywają czasy, że rozrasta się błyskawicznie jak tkanka rakowa i staje się oficjalną doktryną, zwykle państwową.
Bywają na koniec rządy, które bawią się nacjonalizmem jak zabawką. Bo to wdzięczny instrument. Łatwy do użycia. Wystarczy trochę haseł godnościowych, odrobina kompleksu, albo pretensji do historii, cień zagrożenia, by zapalić żagiew. Pożar lasu to jeden z możliwych skutków, inny to szybka akcja gaśnicza, w imię bezpieczeństwa publicznego. Wtedy sprawny polityk – najczęściej ojciec narodu – ma szansę zgrabnie sięgnąć po instrumenty nadzwyczajne, ratując naród przed pożarem, który sam rozniecił.
Przykłady? Rosja czasów Aleksandra III ze swoją obsesją antyżydowską, wilhelmińskie Prusy, Francja czasów Dreyfusa, tę listę można ciągnąć.
Użyteczność nacjonalizmów w sposób skrajny udowodniły kilka dekad później...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta