Plakatowy ping-pong
Plakatowy ping-pong
Z Romanem Cieślewiczem, polskim grafikiem mieszkającym na stałe we Francji, rozmawia Piotr Kasznia
Ma pan obiecnie dużą wystawę retrospektywną w Centrum Pompidou w Paryżu, kilka miesięcy temu była wystawa w Chicago. Odnosi się jednak wrażenie, że w miarę jak na Zachodzie zyskuje pan coraz większe uznanie, w Polsce coraz bardziej się o panu zapomina. W dużym dossier na temat plakatu polskiego w ostatnim numerze "Art & Business" jest reprodukowany tylko jeden pana plakat i to w dodatku z 1961 roku. Tymczasem twierdzi się często, że artysta polski dopiero wtedy zostaje zauważony w Polsce, kiedy zdobędzie uznanie na Zachodzie.
Tak się mówi, ale czy w 1993 r. może być to jeszcze prawdą? Przecież różnica między Polską a Zachodem tak bardzo się obecnie zaciera. Ponadto, z powrotem organizowane będzie na szczęście biennale plakatu w Warszawie, które jest jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym, spotkaniem tego typu na świecie.
Czy otrzymuje pan jakieś zamówienia z Polski?
Żadnych. W Polsce jest przecież wielu grafików, szkoli się ich i w Warszwie, i w Poznaniu, i w Katowicach, i Wrocławiu, łącznie ok. 200 nowych grafików co roku. To bardzo dużo. Poza tym dawniej sztuka plakatowa w Polsce żyła rytmem prawdziwej konkurencji między grafikami, konkurencji między plakatami...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta