Przykre obowiązki, przyjemne przywileje
Adam Strzembosz, pierwszy prezes Sądu Najwyższego
Przykre obowiązki, przyjemne przywileje
Uwaga, Koledzy! Dzisiaj pragnę zająć się bardzo aktualnym i bardzo drażliwym tematem. Jestem przekonany, że po tym artykule stracę resztkę sympatii (jeśli jeszcze była ta resztka) u bardzo licznej grupy sędziów. Nie grozi mi jednak nic gorszego (to już nie czasy PRL) , a czasem trzeba powiedzieć całą prawdę; przynajmniej to, co z głębokim przekonaniem za prawdę uznaję.
Wybaczcie, ale sięgnę do historii. Młodzi sędziowie zdaje się nie mają, w wielu wypadkach, o niej zielonego pojęcia, a powinni znać pewne podstawowe fakty. Nie będę się odwoływał do książek, ale do własnych przeżyć.
Przyszedłem do sądownictwa, na fali odnowy październikowej w 1956 r. -- na aplikację. Przedtem zostałem poddany egzaminowi ideologicznemu przez dwóch dość wysokich urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości (tam przyjmowano aplikantów) . Naiwne, a zarazem obcesowe pytania nie sprawiły mi szczególnej trudności. Po paru miesiącach już protokołowałem na kończących się procesach rehabilitacyjnych. Urzędniczki nie chciały protokołować, bo łzy uniemożliwiały pracę -- tym wrażliwszym. Mówiono o rzeczach strasznych, o dziesiątkach wyrafinowanych tortur. Wchodziły bezzębne trzydziestoparoletnie staruszki (np. Zofia Moczarska) i ich rówieśnicy -- wprowadzani na salę przez...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta