Byłem na dnie
Byłem na dnie
FOT. RAFAŁ KLIMKIEWICZ
Rz: Jak ksiądz wpadł w nałóg pijaństwa?
KS. PIOTR BRZĄKALIK: Nie wiem. Nie umiem sprecyzować przyczyny. Nie da się jasno powiedzieć, że to samotność, opuszczenie. Wpadłem jak każdy inny człowiek, którzy nie chce dostrzec - bo jest zakłamany - objawów dowodzących, że jego sposób używania alkoholu zwiastuje niebezpieczeństwo.
Pijał ksiądz sam czy w towarzystwie?
Choroba alkoholowa to proces, który trwa latami. W pierwszym etapie były to spotkania towarzyskie. Należę do ludzi łatwo nawiązujących kontakt. Zawsze wydawało mi się, że istotą kapłaństwa jest być bardzo blisko ludzi. Miałem złudzenie, że alkohol może być elementem tworzenia owej bliskości. Potem jest etap, kiedy się zostaje samemu i za pomocą alkoholu rozluźnia się napięcie, coś tam próbuje się znieczulić w sobie. Dalej jest już taki etap, w którym pojawia się element wstydu, przebłyski świadomości, że należy to zostawić w czterech ścianach swego mieszkania. To następny krok.
Czy na nim się ksiądz zatrzymał?
Spadłem na dno. Każdy musi spaść, bo nie ma innej możliwości obiektywnego przyjrzenia się temu zjawisku. Trzeba spaść na dno....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta