Strach przed Koszalinem
Strach przed Koszalinem
Firma Ronalda Sedlatzka wydała dziesiątki tysięcy euro na dodatkowe zabezpieczenia i ochroniarzy strzegących sklepu dniem i nocą
FOT. MACIEJ PIĄSTA
PIOTR JENDROSZCZYK
Z BERLINA
Koszalin trafia coraz częściej na łamy niemieckiej prasy. O mieście położonym pięć godzin jazdy samochodem od Berlina piszą gazety w Monachium, Berlinie, Hamburgu i Zagłębiu Ruhry. "Köslin" stał się postrachem niemieckich sklepów jubilerskich i zagadką dla niemieckiej policji.
- Zastanawiamy się, jak to możliwe, że z jednego niewielkiego miasta i jego okolic pochodzi 90 ze 120 aresztowanych w ostatnich dwóch latach sprawców napadów na niemieckie sklepy jubilerskie - mówi rzecznik monachijskiej policji.
Dwie trzecie z tej liczby odsiaduje już kary w niemieckich więzieniach. Zagadkę starają się wyjaśnić reporterzy niemieckich gazet. Przywożą z Koszalina wypowiedzi miejscowej policji, że owszem, był czas "jumy", czyli wypraw po złodziejskie łupy do niemieckich domów handlowych, ale co najmniej od 1999 roku to już historia. Jednak z rozmów z młodymi mieszkańcami Koszalina i sąsiednich miejscowości...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta