Nie dla nich czekoladowy mus
Dzisiaj piłkarzy się nie szkoli, ich się produkuje. Nie bez powodu akademię Realu Madryt nazywa się „La Fabrica", a FC Barcelony – „La Masia" – czyli po prostu „farma".
Kiedyś najlepsi piłkarze rodzili się na plażach, placach, skwerach, w parkach. Na boiskach piaszczystych, gliniastych, kawałkach trawy, betonie, asfalcie, bruku. Na czym kto mógł, na tym grał. Tam się rozwijał. Najwięcej do powiedzenia mieli architekci i władze miejskie. Ile skwerów zaplanowali, tyle boisk mogło powstać. Włodzimierz Lubański opowiadał, że sam wymyślał sobie ćwiczenia, dzięki którym uzyskał świetną technikę.
W Brazylii Leonidas albo Pele to były samorodne talenty, oszlifowane w klubach. Wszystko, czego się nauczyli, cały geniusz, który mieli, zrodził się na plażach – tam, gdzie mogli grać.
Rodzina Pelego była tak biedna, że nie stać jej było na zakup prawdziwej piłki. Przyszły geniusz futbolu uczył się gry, kopiąc pończochę wypełnioną gazetami. Robił to, kiedy tylko mógł, a nie zawsze mógł, bo musiał pracować jako kelner w herbaciarni, żeby dokładać się do budżetu domowego.
W tamtych czasach dla dzieci takich jak Pele problemem było posiadanie odpowiedniego sprzętu. Piłka to jedno, ale jak zdobyć odpowiednie buty, koszulki czy getry? To było marzenie – móc zagrać w prawdziwym stroju. Pele z kolegami chcieli sprzedawać orzeszki ludziom wchodzącym do cyrku albo kina i zarobione pieniądze przeznaczać na sprzęt. Ale skąd wziąć orzeszki, skoro nie było na nie pieniędzy? Pele i koledzy po prostu je kradli.
Tak zaczynał jeden z największych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta