Twardziel ze Śląska
Turyńczycy pokochali go za charakter, poświęcenie, fantastyczną grę w obronie i skuteczność. Zanim we Francji stał się „polską skałą", Kamil Glik był już zarówno cudownym dzieckiem, jak i zmarnowanym talentem polskiej piłki.
Piotr Żelazny
Monaco rzuciło wyzwanie napędzanemu przez katarskie pieniądze Paris Saint – Germain, dla którego rywalizacja w lidze miała być tylko przykrym obowiązkiem, w przerwach między próbami podboju Europy. W zeszłym sezonie ekipa ze stolicy Francji wygrała ligę już w kwietniu, a końcówka sezonu Ligue 1 to były dla niej wyłącznie sparingi.
Teraz to Monaco jest na pierwszym miejscu w tabeli, a ekipa z Księstwa bije rekordy skuteczności. Zawodnicy Leonardo Jardima zdobyli już 76 goli w lidze, o 26 więcej niż drugie w tabeli PSG. To lepszy wynik niż Barcelona (najbardziej bramkostrzelna w Hiszpanii), Napoli (we Włoszech), Liverpool i Manchester City w Anglii czy Bayern w Niemczech. Cztery z tych ligowych goli Monaco padły po uderzeniach Glika. Ale nie dlatego jest on uznawany za jeden z najważniejszych transferów do ligi francuskiej.
W 2007 roku trzech nastoletnich Polaków trafiło do Realu Madryt – Szymon Matuszek, Krzysztof Król i właśnie Glik. Polskie media przedstawiały to tak, jakby nastolatki ze szkółki w Wodzisławiu Śląskim podpisały umowy z pierwszą drużyną i z dnia na dzień zaczęły dzielić szatnię z gwiazdami futbolu pokroju Sergia Ramosa, Raula czy Davida Beckhama.
Rzeczywistość była nieco mniej spektakularna – trio z Wodzisławia trafiło do trzeciego zespołu Realu. Glik wcale nie uchodził za najbardziej zdolnego z trójki...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta