Chciałem pokazać, że jestem z husarii
– Okradałem najbliższych z czegoś więcej niż pieniędzy. Kradłem nasz wspólny czas, miłość, życie. Czasami dopiero po mocnym zakręcie zaczynałem cenić uśmiech dziecka, promyczek słońca albo smak prostej kanapki – mówi Michałowi Kołodziejczykowi kierowca rajdowy Krzysztof Hołowczyc.
Plus Minus: Mówi pan ostro: „W sporcie nie ma miejsca dla grzecznych chłopców". A w telewizji śniadaniowej widzę, jak w towarzystwie dwóch córek i wnuczki śpiewa pan „Pieski małe dwa".
Twardzi faceci często miękną w ważnych momentach. Kiedy usłyszałem, że wnuczka śpiewa piosenkę, którą często śpiewamy razem, to po prostu dołączyłem się. To jest naturalne. A co? Nie pasuje do mojego wizerunku?
Nie bardzo.
Śmieję się z ludzi, którzy tworzą wizerunki. Że ktoś jest twardy, a ktoś piękny, a jeszcze inny – poukładany. Ja jestem sobą i jak trzeba być przygotowanym na zabawę z dzieckiem, to jestem, jak trzeba być przygotowanym na śmierć – też.
Aż tak?
Moja żona nienawidzi, jak to mówię, ale czasami lepiej zginąć, niż przegrać. Bywało, że z pełną świadomością podejmowałem stuprocentowe ryzyko. Nie, nie chciałem zginąć, nie rozpędzałem się do 100 kilometrów na godzinę przed ścianą i nie udawałem później zdziwionego, że nie wyszło. Jechałem po prostu każdy zakręt tak, jakby był ostatni w rajdzie. Kocham ten moment. Samochód jest wtedy taki lekki, że doślizguje się do zakrętu, w pewnym momencie tylko hamulcem ręcznym mogę go tak nasterować, by jeszcze raz się udało. To takie pełne zjednoczenie z maszyną i otoczeniem w czasie rajdu.
To co pan w końcu lubi?...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta