Trudne związki Warszawy i Kijowa
Niektórym w Polsce śnią się wielkie negocjacje z Ukraińcami. Nie potrafiliśmy jednak wypracować nawet soft power, którą moglibyśmy wykorzystywać do załatwiania interesów nad Dnieprem.
Na przygnębiającym blokowisku Trojeszczyna w Kijowie, na murku przed blokiem, w którym mieszkałem, pojawił się akcent prozachodni. Ktoś sprayem wymalował wielkimi literami: „NATO JESTEŚMY Z WAMI”. Wtedy w Kijowie to była odważna deklaracja. Był marzec 1999 roku, Polska już była członkiem sojuszu, a NATO-wskie samoloty bombardowały Serbów, żeby zakończyć wojnę w Kosowie. Rosja chciała bronić prawosławnych braci, ale była za słaba. A wielu Ukraińców widziało wtedy w Rosji przyjaciół. Badania opinii publicznej w Ukrainie wskazywały, że znaczna większość jej mieszkańców była przeciwna pomysłom wchodzenia ich kraju do NATO.
Odważna wspomniana przed chwilą deklaracja wypisana na murku przypomina mi się, gdy słyszę ostatnio z ust polityków, ale też niektórych analityków zajmujących się Ukrainą, że polska dyplomacja w relacjach z nią popełniała błąd, wspierając bezwarunkowo wschodniego sąsiada, nie żądając niczego w zamian.
Zapominamy jednak, że Ukraina przez ostatnie ponad 30 lat szła o wiele bardziej krętymi drogami niż Polska. Nasi sąsiedzi stosunkowo niedawno zwrócili się ku Zachodowi na poważnie.
Relacje rytualne
Zaczęło się obiecująco. Pierwszymi państwami, które uznały niepodległość Ukrainy 2 grudnia 1991 roku, były Polska i Kanada. Nic dziwnego, że Warszawa tak szybko zareagowała. Za naszą wschodnią granicą wreszcie powstawały państwa...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta