Zmierzch
WSCHODNIA GRANICA
Pozorny spokój, ruch mniejszy, tylko nielegalni nie uszanują snu
Zmierzch
ZBIGNIEW LENTOWICZ
Prawdziwa "czeczenia" ujawnia się dopiero ozmierzchu. Kapitan Wiesław Pawlik, komendant nadbużańskiejstrażnicy w Zbereżu, wysoki ichudy, w lekkim, polowym mundurze drży od wilgotnego chłodu, kiedy ręką uzbrojoną wradiotelefon wskazuje nadrzeczne łęgi. Czeczenią chłopcy ze Straży Granicznej ochrzcili gęste isplątane jak busz zagajniki schodzące kępami nad Bug.
Sens nazwy pojmie ten, kto zkałasznikowem na plecach, w krępującej ruchy, watowanej polówce zapuści się w te chaszcze na przykład wjesienną, bezksiężycową noc. Na zielonej granicy dzień jest porą odpoczynku ipatrolowej rutyny. Dopiero gdy zapada zmierzch, a na nadburzańskich łęgach siada wieczorna mgiełka rozpoczyna się pieska służba.
-- Nielegalni lubią ciemności, szarugę, zzasady nigdy nie próbują "enpegie" (nielegalnego przekraczania granicy) za dnia -- tłumaczy komendant Pawlik. Gdy otoczoną topolami strażnicę w Zbereżu, oddaloną od paru wiejskich chałup, gdzieś między W łodawą i Chełmem, alarm postawił na nogi w lutym, był właśnie środek nocy, mróz. Trzydziestkę imigrantów, głównie uciekinierów ze Sri Lanki, którzy przez Bug przeprawili się pontonami, wyłuskiwano zkrzaków jak zające....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta