Nad bieszczadzkim morzem
Przyjeżdżają tu turyści pragnący ciszy i spokoju, a żeglarze szukają sprzyjających wiatrów
Nad bieszczadzkim morzem
- Jeżeli ktoś lubi ciszę, wodę i zieleń, to znajdzie ich tu pod dostatkiem - mówią turyści znad Jeziora Solińskiego
KRZYSZTOF ŁOKAJ
Zalew Soliński, największe sztuczne jezioro w Polsce, zwane też bieszczadzkim morzem, przyciąga głównie miłośników nieskażonej przyrody i amatorów ciszy, którą, jak mówią miejscowi, może zakłócić jedynie ryk niedźwiedzia. Chętnie przyjeżdżają tu też żeglarze, którzy z uwagi na często zmieniające się wiatry uważają ten akwen za jeden z najciekawszych i najtrudniejszych do pływania w kraju.
Sztuczne jezioro, które powstało w latach 60. po wybudowaniu zapory na Sanie w Solinie, znakomicie wkomponowało się w krajobraz z mnóstwem malowniczych zatoczek wcinających się w porośnięte lasami zbocza gór, które miejscami sięgają do 300 metrów nad poziom jeziora. Nad jego brzegami, zwłaszcza we wschodniej części, dominuje dzika przyroda. Wyjątek to Solina i Polańczyk, główne kurorty nad jeziorem, gdzie w sezonie trudno o miejsce w domu wypoczynkowym, w restauracji czy na parkingu, a na ulicach tłoczno i gwarno.
Nie ma gdzie zatańczyć
Lidia i Stanisław Kasprzykowie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta