Byłem zbyt mało lotny
Marek Krajewski: W brydża gram od klasy maturalnej. Zamiast przygotowywać się do egzaminów, namiętnie graliśmy. O pisaniu kryminałów w ogóle wtedy nie myślałem. Choć czytałem je od dziecka.
Jakiego autora najchętniej?Raymonda Chandlera. W jego książkach jest niepowtarzalna atmosfera brudnego świata Hollywood, Kalifornii. W tym świecie idealista, człowiek honoru, cały czas ociera się o zło, ale nie pozwala się zbrukać.
Kto jest Philipem Marlowe'em Marka Krajewskiego?Eberhard Mock.
Co mają ze sobą wspólnego Marlowe iMock?Nie wiem, czy w ogóle mają ze sobą coś wspólnego. Marlowe do końca pozostaje człowiekiem honoru, a Mock nie pozostaje nieskalany.
Taki kontrapunkt był celowy?Nie, pisałem, jak czułem, że mój bohater powinien wyglądać. Jest zlepkiem wielu postaci. Niewątpliwie ma też moje cechy.
Na przykład, że się zbrukał?Nie. Na przykład Mock nie znosi zabrudzonego odzienia. Jestem bardzo czuły na tym punkcie. I podobnie jak ja gra właśnie w brydża. To jest świadomy anachronizm.
Na czym polega anachronizm?Akcje moich powieści rozgrywają się w przedwojennym Wrocławiu, który nazywał się wówczas Breslau. W Niemczech przed wojną brydż był...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta