Orientalna orgia smaków
Mieszkańcy Singapuru jedzenie kochają nade wszystko. Jeśli akurat nie jedzą, to planują następny posiłek
Po wyjściu z samolotu natychmiast jestem mokra. Temperatura: 37 st. C, wilgotność: 96 proc. Z kolei w autobusie, który wiezie nas do hotelu, jest 18 st. C, więc marznę na kość. I tak już będzie – lepki upał w plenerze, zabójczy chłód we wnętrzach. Singapurczykom wyraźnie nie przeszkadza ta amplituda równie odczuwalna, jak miejscowe rozporządzenia w kwestii czystości.
Prawo "higieniczne", zakazujące m.in. śmiecenia i żucia gumy, musi tu być egzekwowane restrykcyjnie, bowiem czystość Singapuru zdumiewa. O ile można się jej spodziewać w dobrych hotelach, o tyle zaskakuje na ulicach i na bazarach.
Ulica pod dachem
Kiedyś wielu wyspiarzy żywiło się w ulicznych budkach, ale urzędnicy uznali, że prymitywne kioski nie spełniają wymogów sanitarnych. Przeniesiono więc je do tzw. hawker centers – zadaszonych centrów z ulicznym jedzeniem, zapewniających dostęp do bieżącej wody.
Hawker centers niemal przez całą dobę pełne są amatorów tradycyjnych potraw z makaronu i ryżu oraz mięs i ryb. Solidne porcje kosztują tam 3 – 4 dolary singapurskie (ok. 7 – 10 zł). Spotykają się tam wszyscy: robotnicy, studenci, eleganccy finansiści. – W Singapurze zawsze chodzi o jedzenie – mówi Wee Tee Wong, tryskająca humorem przewodniczka. – U mnie podłoga w kuchni jest czysta jak stół, bo nie gotuję w domu. Po co, kiedy mam taki wybór w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta