Bibułę rozpoznawałem po zapachu
Z Wojciechem Borowikiem, działaczem opozycji antykomunistycznej w PRL, rozmawia Matylda Młocka
Przy okazji podpisania umowy ACTA i tego, że telewizja Trwam nie dostała koncesji na nadawanie na multipleksie, powróciła dyskusja na temat wolności słowa w naszym kraju. Pan walczył o wolne słowo w PRL. Dostrzega pan podobieństwa?
Wtedy było zupełnie inaczej. Przede wszystkim dlatego, że dziś wolność słowa, może ułomna, ale jest. W PRL jej nie było. Wszystko było poddane cenzurze: od środków masowego przekazu po zaproszenia na ślub czy nekrologi. Walczyliśmy o to, czego nie było.
Opowie pan, jak się to wszystko dla państwa zaczęło?
Słuchaliśmy Radia Wolna Europa. To nas nauczyło, że można myśleć, mówić i pisać inaczej, niż narzucała władza. Stwierdziliśmy, że chcemy być wolni i nie będziemy się poddawali cenzurze.
Chyba niełatwo było jej uniknąć...
Nam się udawało, bo po prostu robiliśmy swoje. Zaczęliśmy wydawać takie publikacje, w które nikt nie ingerował.
„Robotnik", „Biuletyn Informacyjny" KOR, współpraca z Niezależną Oficyną Wydawniczą. To było w PRL nielegalne. Mogli państwo zostać aresztowani. Jak przy takiej ilość pracy uniknąć wpadek?
Zacząłem działać w 1976 roku, ale można to podzielić na trzy etapy. W każdym organizacja wyglądała...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta