Święty na zakręcie
Bramkarz Artur Boruc – zły chłopiec polskiego futbolu – nie pierwszy raz ma kłopoty. Walczy w Anglii o powrót do wielkiej gry
Boruc często powtarza, że sam za sobą także nie nadąża. Bramkarz, który cztery lata temu był najlepszym piłkarzem reprezentacji Polski, znalazł się na kolejnym zakręcie. Od kilku miesięcy jest rezerwowym w przeciętnym Southampton. Uczy się nowej roli, bo dotychczas zawsze był na świeczniku, a teraz mało kto się nim interesuje. Nowy rok będzie dla niego decydujący – albo wróci do gry, albo pozostanie w pamięci kibiców jako bramkarz niespełniony.
Nigdy nie był cukierkowy, kocha życie i bierze z niego garściami. Wie, kim był George Best. Ratował kadrę w beznadziejnych sytuacjach, a to że mimo wybryków dostawał kolejne powołania, jego z kolei ratowało od codziennego życia, z którym sobie nie radził.
– Mam nadzieję, że to jeszcze nie jest jego koniec. Nie wiem, czy ma w sobie motywację, by zmierzyć się sam ze sobą albo żeby zarobić trochę pieniędzy. Najlepiej, żeby jedno szło z drugim. Kiedy grał w Fiorentinie, szło mu bardzo dobrze. Zmienił klub, zmienił kraj, musiał walczyć i okazał się zwycięzcą. Myślałem, że to go poniesie – mówi „Rz" Maciej Szczęsny, były bramkarz.
W Celticu Glasgow Boruc był królem. Sprytnie budował pozycję, podkreślając swój katolicyzm. Żegnał się, stojąc przed trybuną protestanckich fanów Rangersów, prowokował rywali. Kibice śpiewali, że jest tylko jeden święty Boruc. Zapłacił za to w Belfaście w meczu reprezentacji...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta