Potrzeba afrykańskiej strategii
Jan Krzysztof Kulig | Z Afryką handlują wszyscy – od Stanów Zjednoczonych przez Europę i Izrael po kraje arabskie, Indie, Koreę Południową i Japonię.
Złe przygotowanie prowadzi na pewno do porażki. Ta myśl Konfucjusza przychodzi na myśl, gdy czytam najświeższe doniesienia o tzw. polskiej ekspansji gospodarczej w Afryce. Jest o niej ostatnio głośno, przede wszystkim za sprawą zakupu przez Azoty Police złóż fosforytów w Senegalu za 29 mln dol., dzięki kontraktowi lubelskiego Ursusa na sprzedaż ciągników do Etiopii za 90 mln dol., ze względu na zapowiedź budowy polskiej fabryki leków w Algierii czy też z powodu nieco mniej nagłośnionego w mediach niedawnego kongresu gospodarczego Polska-Afryka w Łodzi. Powstają pytania: po co nam ta tzw. ekspansja, a jeśli już po coś – to czy jesteśmy do niej dobrze przygotowani. My: Polacy i Afrykańczycy.
Jeden dolar, czyli trzy złote
Z Afryką handlują wszyscy – od USA przez Europę i Izrael po kraje arabskie, Indie, Koreę Południową i Japonię. Dwa kraje, które całkiem niedawno wystartowały do wyścigu o afrykańskie zasoby, a z którymi możemy się porównywać, to Brazylia (4,2 mld dol. wymiany handlowej z Afryką w 2001 r. i 27,2 mld dol. w 2011 r.) oraz Turcja (2003 r.: 6 mld dol. wymiany handlowej z Afryką, 2009 r.: 20 mld dol.).
Najbardziej intensywne działania gospodarcze w Afryce są trojakiego rodzaju. Po pierwsze, prawie każdy kraj nieafrykański stara się w Afryce wydobywać surowce, które to surowce mają zabezpieczać rozwój gospodarki kraju...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta