Instrukcja obsługi geniusza
Jeśli Barcelona pokona w sobotę Juventus w finale Ligi Mistrzów, Luis Enrique rozpocznie pracę w Katalonii od potrójnej korony. Tak jak kiedyś jego kolega z boiska Pep Guardiola.
Możesz być ode mnie wyższy, silniejszy, bogatszy czy bardziej przystojny. Wszystko jedno. Nie możesz mną jednak pomiatać – mówił Luis Enrique w 1997 roku, gdy będąc jednym z najważniejszych piłkarzy Barcelony, spotkał się z wrogim przyjęciem w stolicy Hiszpanii podczas meczu ze swoim byłym klubem Realem Madryt.
Dziennikarze z Madrytu osaczyli wtedy napastnika Barcy – trzeciego zaledwie zawodnika od 1902 roku, który przeszedł bezpośrednio z Królewskich do Barcelony, zaczęli go szturchać i popychać. Piłkarz nie wytrzymał, zerwał jednemu z fotoreporterów aparat z szyi i rozbił go w drobny mak. Z Lucho się nie zadziera.
Wzrok w ścianie
Luis Enrique siedział za stołem ustawionym na lekkim podwyższeniu, patrzył w ten sam punkt ponad głowami zgromadzonych w sali dziennikarzy. Jakby tam zobaczył rozwiązanie wszystkich problemów. Na każde pytanie odpowiadał mechanicznym tonem, nie odrywając wzroku od ściany. – Jeśli wyczuję, że piłkarze są przeciwko mnie, nie będę się zastanawiał. Natychmiast odejdę – powiedział na koniec.
Działo się to w styczniu tego roku. Tylko 180 dni minęło od czasu, gdy debiutujący w Barcelonie na ławce trenerskiej Luis Enrique był już pogrzebany żywcem. Katalońskie media nie informowały o jego ostatnich dniach w klubie, pisały, że to ostatnie godziny.
Luis Enrique popełnił grzech będący w Barcelonie na szczycie listy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta