Kaczyński przebił Dodę
Kazimierz Marcinkiewicz, były premier: Prezes PiS dziesięć lat temu był politykiem z wizją. Wiedział, jak przekształcać Polskę. Dziś tego nie dostrzegam. Jest tylko złość i chęć odwetu.
Rz: 26 kwietnia minęło dokładnie dziesięć lat od gali, na której dostał pan telewizyjnego Wiktora dla najpopularniejszego polityka.
Mam tego Wiktora do dzisiaj.
Jak to jest być najpopularniejszym politykiem? Woda sodowa uderza do głowy?
Mnie nie uderzyła. Bardzo dużo pracowałem w tamtym okresie, po 18–20 godzin dziennie. Budziłem się o 5 rano i czułem się wyspany. Przez półtorej godziny odrabiałem zaległości z poprzedniego dnia – czytałem papiery, podpisywałem co trzeba. Później piłem kawę, jadłem śniadanie i jechałem do pracy. Żeby tak pracować, potrzebna jest potężna dawka adrenaliny, a ona nie rozpuszcza się w wodzie sodowej (śmiech).
Czy szef rządu musi tak harować?
Jestem pracoholikiem, a poza tym miałem ogrom spraw do ogarnięcia. Premier musi podejmować mnóstwo decyzji, zapoznawać się z dokumentami, czytać analizy i raporty, żeby mieć wyrobiony pogląd na sprawy, którymi zajmują się ministrowie, i z kolei ich przymuszać do podejmowania decyzji. Bo decyzje, nawet błędne, uruchamiają machinę urzędniczą i różne procesy. Jeżeli się nie podejmuje żadnych decyzji, to państwo kostnieje, przestaje się rozwijać.
A mówiono, że pan jest przede wszystkim mistrzem PR. Jarosław Kaczyński zarzucał panu, że jedyne, do czego się pan nadawał, to taniec na studniówce....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta