Dopingowy wyścig zbrojeń
Zmagania z nieuczciwymi sportowcami są zaprzeczeniem rywalizacji olimpijskiej: cisza, samotność, chłód laboratoriów.
Wpadka dopingowa braci Adriana i Tomasza Zielińskich (pamiętajmy, że ciągle nie ma formalnej dyskwalifikacji) wywołała falę dyskusji i oskarżeń o to, że polski antydopingowy system zawiódł, dopuścił do kompromitacji, działał za wolno. Kto winny? Kto nie dopilnował? Przecież próbki zostały pobrane od sportowców na początku lipca podczas zgrupowania. Czemu nie zostały przebadane, zanim sportowcy wsiedli do samolotu lecącego do Rio de Janeiro?
Pojawiły się pytania o to, czy można, a może nawet trzeba było działać szybciej? Może zadziałać obok procedur, a może trochę im pomóc? Może komuś zwrócić uwagę, że próbka X czy Y ma „szczególne znaczenie dla prestiżu Polski na arenie międzynarodowej"? Jednym słowem, zrobić wszystko, żeby uniknąć skandalu, którym polskie media żyły przez kilka dni. Jak to możliwe, że zawiódł sprzęt?
Tylko czy rzeczywiście takie pytania, zarzuty, wątpliwości są uzasadnione? Czy można mówić o tym, że system zawiódł, skoro wykrył przypadek dopingu? Czy laboratoria antydopingowe mają wystawiać certyfikaty czystości, które dopuszczają do udziału w zawodach? Gdyby tak było, jaki byłby sens przetrzymywania próbek przez dziesięć lat w zamrażarkach i badania ich już dawno po tym, kiedy na szyi sportowca zawisł medal?
Przecież prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów Szymon Kołecki kilka tygodni...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta