Uciekający królik dobra wspólnego
Zgadzam się z Janem Maciejewskim, który w głównym tekście tego numeru pisze o deficycie myślenia o dobrze wspólnym po 1989 roku. Za bardzo pewnie zachłysnęliśmy się wtedy wolnością, zbyt naiwnie uwierzyliśmy, że wyrwanie się z mocy imperium, wejście na ścieżkę demokracji jest tożsame z jej dojrzałością, że wystarczy usunąć kamienie, by droga była lekka, łatwa i przyjemna.
To była piękna iluzja, ale istotne pytanie brzmi: czy mogło być inaczej? Po kim, po czym mieliśmy odziedziczyć mądrość i tradycję, która stoi za rozumieniem racji stanu?
Po solidarnościowym karnawale, który był chaosem i emocją? Po kilku ledwie, i to elitarnych, przejawach odpowiedzialności obywatelskiej, jakimi były KOR, SKS-y, Wolne Związki Zawodowe, Dziekania, kanapowe środowiska opozycji? To było nic innego jak wierzchołek pływającej po oceanie kry, która zresztą bardzo szybko roztopiła się w strukturach władzy. Jakże symboliczny jest w tym wszystkim Lech Wałęsa, który wciąż jako symbol narodowej Solidarności sięga w 1990 roku po siekierkę i wywołuje „wojnę na górze". To ostateczna destrukcja założycielskiego mitu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta