Sport wpadł w sieć
Kibice przenoszą się z telewizji do internetu, ale jedno pozostaje niezmienne: trzeba na nich zarobić za wszelką cenę.
Kiedyś podczas najważniejszych wydarzeń sportowych miliony ludzi siadały przed odbiornikami radiowymi i przez szumy i trzaski starały się usłyszeć, co sprawozdawca krzyczy do mikrofonu. Tak było przy meczach piłkarskich, koszykarskich, pojedynkach bokserskich, tenisowych, wyścigach kolarskich. Na trybuny mogło się dostać kilkadziesiąt tysięcy wybrańców, reszta musiała „widzieć" oczami innych i polegać na talencie dziennikarza. W trakcie najbardziej emocjonujących akcji można było usłyszeć „Szkoda, że państwo tego nie widzą".
Rzeczywiście szkoda, bo każdy chciał zobaczyć, a tych niewidzących była przytłaczająca większość. Jeszcze pod koniec lat 90. wielu kibiców w Polsce w sobotnie popołudnia nasłuchiwało „Studia S-13" w radiowej Jedynce. Transmisje z meczów polskiej ekstraklasy były rzadkością, a zdarzało się, że relacja zaczynała się dopiero po przerwie.
Kiedy nastała era telewizji, każdy mógł sobie wyrobić własne zdanie na temat tego, co się dzieje na boisku, a sami sportowcy nieraz pewnie by woleli, by wróciły czasy radia, gdy nie wszystko było widać. Od tego nie było jednak odwrotu, bo widowisko sportowe to doskonała okazja do działań marketingowych: kilka gwiazd w jednym miejscu, doskonała scena, pozytywne emocje i przekaz, który docierał do setek tysięcy odbiorców w jednym momencie.
Dobrze już było
Jakby tego było...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta