Jak to jest być pieprzonym bohaterem
To był ten facet, którego twarz widziałem dziesięć, sto tysięcy razy w wiadomościach. Trzymał przed sobą kobietę. Wycelowałem w punkt ponad prawym ramieniem kobiety i dwukrotnie nacisnąłem spust. Zabiłem Osamę bin Ladena.
Teraz, nad Pakistanem, w każdej chwili mogliśmy zostać zestrzeleni. Zacząłem się zastanawiać, jak to jest, gdy śmigłowiec obrywa. Giniesz natychmiast czy spadasz z wrakiem i jakiś jego fragment pozbawia cię głowy? Takie dziwne, pomieszane myśli. Próbowałem oderwać się od nich, rozglądając się i obserwując wszystko wkoło.
Siedzieliśmy na składanych krzesełkach w stylu tych, które można dostać w Walgreens (amerykańska sieć sklepów – red.) za dziesięć dolarów bez centa. Byłem zwrócony twarzą do kierunku lotu. Piloci siedzieli za solidnym przepierzeniem, zatem inaczej niż w zwykłych śmigłowcach, byliśmy pozostawieni samym sobie. Cairo i Cheese, jego przewodnik, znajdowali się tuż obok mnie, po mojej lewej. Cairo zawsze był szczęśliwy, gdy trafiała się robota. Gdyby nie nosił kamizelki z wciąż widoczną krwawą plamą, nikt by nie poznał, jak blisko był kiedyś śmierci. Wyglądał na całkowicie zrelaksowanego, jak psiak jadący na przednim siedzeniu pikapa na rodzinny piknik. Szkoda, że nie mógł wystawić głowy przez okno.
Niektórzy faceci spali, co robiło na mnie wrażenie. Ja nie mogłem. Zostało nam dziewięćdziesiąt minut do celu. Aby uspokoić myśli, zacząłem liczyć. Nauczyłem się tego jako snajper. Liczenie daje spokój, ale nie odbiera gotowości. Umysł coś robi, choć po prawdzie jest bezczynny. Policzyłem od zera do tysiąca i od tysiąca do zera, od zera do tysiąca i od tysiąca...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta