Bufet na Evereście
ROZMOWA
Ryszard Pawłowski: Każdy z nas ma zakodowane, że najważniejszym, nadrzędnym obowiązkiem tego, kto chodzi po górach, a szczególnie ludzi zawodowo się tym trudniących, jest udzielenie pom
Bufet na Evereście
MONIKA ROGOZIŃSKA: Jesteś jedną z dwóch osób, które weszły na szczyt Nanga Parbat w lecie drogą Kinshofera, od strony doliny Diamir, a także próbowały wspiąć się na ten szczyt ostatniej zimy. Czym się różnią warunki panujące w ścianie o tak różnych porach roku?
RYSZARD PAWŁOWSKI: Zimą są krótsze dni, huraganowe wiatry, o wiele niższe temperatury. Na ogół ta pora roku kojarzy się też z dużą ilością śniegu. Tymczasem śniegu na Nanga Parbat prawie w ogóle nie było, za to był czysty, szklisty, bardzo twardy lód. W 1993 roku od przyjścia do bazy do stanięcia na wierzchołku, razem z Bogdanem Stefko, minęły dwa tygodnie. Działaliśmy głównie w zespole dwuosobowym. Ostatniej zimy pokonanie ponadkilometrowej wysokości wylodzonego kuluaru, aby założyć obóz drugi, zajęło 10-osobowemu zespołowi dwa tygodnie -- zamiast jednego dnia, jak to bywa w lecie.
Jako jedyny Polak dwa razy stanąłeś na szczycie Mount Everestu (8848 m) . Raz w wyprawie komercyjnej, pracując jako przewodnik dla amerykańskiego biura trekkingowo-turystyczno-wyczynowego, wszedłeś na...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta