Źle czuł się w roli gwiazdy
Franciszek Smuda był jedną z najpopularniejszych postaci polskiego futbolu. Od kiedy zaczął odnosić sukcesy jako trener, przestano wspominać go jako piłkarza. A był na tyle dobry, by grać m.in. z George’em Bestem w Los Angeles Aztecs.
O tym epizodzie opowiadał w charakterystyczny dla siebie sposób: – Co ja tam grałem. Best to był artysta. Ja mu najwyżej podałem piłkę parę razy w meczu. Prawdziwe emocje zaczynały się wieczorem, kiedy szliśmy do kasyna w Las Vegas czy Reno. Jak stawiałem 100 dolarów, to on 1000. Jeśli chodzi o możliwości, była między nami taka różnica jak na boisku.
Często ludzie oceniali go na podstawie jego publicznych wypowiedzi. Nie wypadał w mediach najlepiej, wyraźnie źle czuł się w roli gwiazdy. Uważał, że należy się ona piłkarzom, a on jest tylko jak krawiec, który szyje im ubrania, żeby dobrze wyglądali na boisku.
Konferencje ciekawsze od meczu
Był stuprocentowym Polakiem, urodzonym w Lubomii nieopodal Wodzisławia Śląskiego. Mówił po polsku, po śląsku i po niemiecku. Podróże po całym świecie pozwoliły mu poznać angielski, hiszpański, serbski, a nawet turecki.
Porozumiewał się w każdym z tych języków, jednak czasami mu się myliły, więc dochodziło do śmiesznych lapsusów. Smuda nie był tego świadomy, ale z czasem zrobił z tego swój atut. Przychodziliśmy więc na jego konferencje prasowe, mając pewność, że będą ciekawsze od niejednego zakończonego właśnie meczu. A wtedy trener Smuda czuł się jak ryba w wodzie. Gdyby to się działo w czasach, w których klikalność stała się Bogiem, trener byłby najczęściej cytowanym człowiekiem w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta