Tao na co dzień
Tao na co dzień
Mnich taoista.
Michael Jackson już nikogo nie podnieca. Breakdance i Madonna też. Minęły czasy, kiedy to wyposzczeni "rewolucją kulturalną" i przymusową izolacją Chińczycy z wypiekami na twarzach chłonęli wszystko, co zachodnie.
Trwające kilkanaście lat otwarcie na świat sprawiło, że nawet najbardziej wygłodniali zdążyli się nasycić. I przy okazji zreflektować, że Chiny coraz wyraźniej przestają być chińskie. Że miasta i wsie upodabniają się do zachodnich, że po ubiorze nie odróżnisz Chińczyka od Europejczyka, a McDonald's wypiera knajpki z kantońskimi czy syczuańskimi przysmakami. Dosyć. Bo jak tak dalej pójdzie, to na prawdziwe chińskie jedzenie trzeba będzie jechać do Nowego Jorku.
W Pekinie, w taoistycznym klasztorze Białych Obłoków, Chiny są takie, jakimi wszyscy je sobie zazwyczaj wyobrażają. Obłoki wonnego dymu z kadzielnic otulają świątynne pawilony z zakrzywionymi dachami. Mnisi w granatowych szatach i z upiętymi w kok włosami biją w gongi, mrucząc modlitwy. Posągi bóstw patrzą nieruchomo z ołtarzy na składających im ofiary wiernych. A ci są przeważnie młodzi. I nie zawsze przywodzi ich tu wiara. Często jest to zwykła ciekawość, poszukiwanie czegoś, czego nie ma już ani na ulicach, ani w telewizji, ani w domu, a tkwi przecież głęboko w każdym Chińczyku.
Bo Chiny wracają teraz do...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta