Nie wezmą go żywego
Nie wezmą go żywego
W "Kuli Karadżicia" Raczo rozwiesza portret Radovana. Ktoś wyciąga z pudła maski Radovana. W wielu rękach pojawiają się wstążki z napisem: "Nie ruszajcie Radovana".
Fot. Ryszard Bilski
"Tule". Kawiarnia i pizzeria na budvańskiej Dubovicy. Przypadek, że tu wszedłem. Może zwabiła mnie inna niż wszędzie muzyka. Bez "metalu" i przeraźliwego "łubu-du-bu". Gości niewielu, pewnie tylko stali bywalcy. "Tule" to "świątynia Radovana Karadżicia". Ze zdjęć, portretów i plakatów wiszących nad bufetem patrzy na nas "święty", śledzi każdy nasz krok, z głośników płyną liryczne pieśni o "wielkim Radovanie".
Vaso, właściciel lokalu, pochodzi z tej samej wsi co Radovan, z Petnjicy, i też nazywa się Karadżić.
- To nasz ojciec, nasz przywódca, nasz święty - mówi ochrypłym głosem, pewnie od papierosów, bo przypala jeden od drugiego.
Pytam, kiedy ostatni raz widział Radovana.
- Przed kwadransem.
- ?!
- Był u mnie na kawie, z Ratko Mladiciem - mówi tak po prostu, jakby nie wiedział, że obu tych panów, od prawie siedmiu lat,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
