Karetka przyjechała później
Karetka przyjechała później
Budynek, w którym schronili się bandyci. Wczoraj pierwszy raz policja pozwalała podejść pod dom.
FOT. PIOTR KOWALCZYK
Policjanci, którzy zostali ranni w wyniku wybuchu bomby w akcji w Magdalence, czekali godzinę na karetkę pogotowia. Dowództwo nie zabrało bowiem na akcję karetki wydziału. Wczorajsze informacje "Rz" na ten temat potwierdził minister spraw wewnętrznych Krzysztof Janik.
- "Maniek" zapytał podczas odprawy, czy będzie karetka. Dowództwo odpowiedziało, że tak. Teraz Marian jest ledwie żywy, a "Kaczor" nie żyje. O własnych siłach po wybuchu bomby wydostał się jeszcze spod ostrzału. Żył, kiedy przyjechało pogotowie. Nie wiemy, czy się nie wykrwawił z powodu zbyt późno udzielonej pomocy - opowiadają ranni policjanci, którzy nadal przebywają w szpitalu. Niektórzy z nich czekali na pogotowie prawie godzinę, leżąc na śniegu.
Czekali na karetkę
Zwykle na akcje z antyterrorystami jeździ ich wydziałowa karetka. Tym razem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta