Azja przed nami
Azja przed nami
Idziemy do Europy, a nawet niektórzy z nas zamierzają umierać za Niceę. Po co więc nam Azja? Czego można się spodziewać po rozpoczętej w miniony poniedziałek oficjalnej wizycie Aleksandra Kwaśniewskiego w krajach Dalekiego Wschodu. Trasa prezydenckiej podróży wiedzie przez Singapur, Indonezję i Tajlandię.
Dość mamy Azjatów w budionnówkach, nawet jeśli dziś występują w garniturach. Tym bardziej że nie spełniły się szumne jeszcze przed kilkunastu laty prognozy o Japonii, która miała swoją ekonomiczną potęgą pokonać USA i przytłoczyć świat. Od lat dziewięćdziesiątych najbardziej dynamiczny niegdyś z "azjatyckich tygrysów" choruje na finansową zapaść i nie potrafi odzyskać dawnego inwestycyjnego impetu. Jeśli centrum świata - jak powiadano jeszcze kilkanaście lat temu - przenosi się z Atlantyku na Pacyfik, to pewnie tylko do Kalifornii.
Wciąż jesteśmy zapatrzeni w Amerykę, która okazała się bardziej dynamiczna i zdolna do innowacji od swego azjatyckiego konkurenta. Więc po co nam Azja? Czego tam możemy się nauczyć, co pokazać, na czym zyskać? A jeszcze do tego terroryści z Afganistanu, Indonezji czy Filipin... Tak, doprawdy; ta odległa część świata nie jest dziś w modzie.
Globalizacja po azjatycku
Bardzo pouczająca jest nawet...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta